Niezwykłe walory Wody Grodziskiej za sprawą cudu ojca Bernarda

Od  400 lat z historią Grodziska nierozerwalnie związana jest postać Ojca Bernarda z Wąbrzeźna. Przez całe wieki kolejne po­kolenia Grodziszczan kierowały swoje myśli w stronę lubińskiego klasztoru w chwilach największej radości i momentach rozpaczy. Żadna inna postać z dziejów Grodziska tak mocno nie wrosła w  tradycję naszej ziemi, jak postać ojca Bernarda. Uchodząc powszechnie za dobroczyńcę miasta pozostawił po sobie ogromną wdzięczność jego mieszkańców. Za piwo grodziskie, które warzone na wodzie  ze studni nazwanej jego imieniem, dawało miastu sławę,  a lu­dziom godziwy dostatek. Za pomoc i łaski, tak cudownie okazywane w momentach  zagrożenia miasta oraz jego mieszkańców.

       Z postacią ojca Bernarda związana jest najstarsza znana legenda Grodziska, pomieszana, jak to zwykle bywa, z prawdą i fantazją. Sięga ona czasów swoistego przełomu w dziejach miasta, kiedy to Grodzisk po kilkudziesięciu  latach domi­nacji protestanckiej z powrotem się stawał katolickim miastem. Był to okres licznych plag i zaraz, które pod nazwą „morowego powietrza” dziesiątkowały okoliczne wioski i miasta. Nie omijały one również Grodziska, stając się obok wojen i pożarów przyczyną upadku miasta w połowie XVII wieku. W takim to czasach,  dokładnie 3 lutego 1575 roku w domu Doroty i Pawia Pęcherków w Wąbrzeźnie  urodził się syn, któremu nadano imię Błażej. W dwunastym roku życia rodzice chłopca oddali syna do szkół O.O. Jezuitów w Poznaniu. Po czte­rech latach pilnej nauki, idąc za głosem powołania,  został studentem  Kolegium O.O. Jezuitów. W roku 1599,  zachęcony regułą św. Bene­dykta,  wstąpił do klasztoru benedyktynów w Lubiniu. Po odbyciu no­wicjatu, przyjął śluby zakonne 24 lutego 1600 roku. Będąc nadzwyczaj pobożny szybko zasłynął z wielu cnót i zalet pod zakonnym imieniem Bernard. Był przykładem umiłowania Boga i bliźniego, nie tylko dla swoich współbraci, ale również dla oko­licznej ludności. Ostra reguła zakonna, oraz ciągła chęć niesienia pomocy nadwerężyła poważniej zdrowie ojca Bernarda. Wy­cieńczony, zmarł 2 czerwca 1603 roku w klasztorze w Lubiniu, gdzie został pochowany.

     Znamy kilka legend związanych z naszym miastem i postacią ojca Bernarda. Jedną z nich przytacza nawet hrabia Edward Raczyński w swoich wspomnieniach pisanych o Wielkopolsce. Ja natomiast chciałbym przypomnieć trochę inną wersję tej samej legendy, którą w tej postaci można było częściej usłyszeć w Grodzisku.

     Historia podaje, że w pierwszych latach XVII wieku przechodził ojciec Bernard przez Grodzisk. Było to w okresie, kiedy całą ówczesną Wielkopolskę ogarnęło, „morowe powietrze". Przetaczająca się zaraza, za którą pozostawała tylko śmierć, dotarła również do Grodziska. Ogarnęło go przerażenie na widok jaki zobaczył ojciec Bernard po wejściu do miasta. Wśród duszącego dymu palących się liści, leżały trupy mieszkańców, których nikt nie chował. Ci, co ocaleli gromadzili się wokół Kościoła, prosząc Boga o pomoc. Rozpacz była tym większa, że w mieście zabrakło wody. Wszystkie źródła zostały zatrute, a naj­większa studnia na Rynku, służąca piwowarom do produkcji piwa, pozostawała wyschnięta. Widząc to wielkie nieszczęście, miał paść oj­ciec Bernard na kolana i prosić Boga o pomoc. Następnie poszedł na Rynek, gdzie nad pustą studnią uczynił znak krzyża. W tej samej chwili studnia zaczęła się napełniać wodą. Jak podaje legenda woda była nie tylko czysta, ale posiadała dziwną siłę, która ratowała tych wszystkich, którzy ją pili. Wielka radość ogarnęła mieszkańców Gro­dziska, bowiem już wkrótce zaraza ustąpiła za sprawą cudownej wody. Szybko właściwości świeżej wody docenili miejscowi piwowarzy, produkując odtąd piwo wyjątkowej jakości.

    Jeszcze wielokrotnie w historii miasta opieka ojca Bernarda wybawiła mieszkańców z opresji.  W 1620 roku, po klęsce wojsk hetmana Żółkiewskiego pod Cecorą, zapanowała kolejna zaraza. Trafiła ona również do Grodziska. W krytycznym momencie dla miasta ukazała się nad kościołem sylwetka ubrana w habit benedyktyński. Nikt nie miał wątpliwości, że była to postać ojca Bernarda. Kto tylko mógł z mieszkańców, pośpieszył zaraz do grobu ojca Bernarda w Lubiniu. Po odbyciu pielgrzymki zaraza w mieście ustała. Wdzięczni mieszkańcy Grodziska postanowili co roku odbywać pielgrzymkę do grobu ojca Bernarda, zabierając w darze to co najlepsze - beczkę grodziskiego piwa. Kiedy w 1708 roku wybuchła kolejna zaraza, która  pustoszyła Wielkopolskę i nie oszczędziła również Grodziska, to ponownie mieszkańcy miasta zwrócili się błagalnie w stronę lubińskiego klasztoru.  Ocaleni, wspólnie z władzami miasta wystawili dokument zaświadczając publicznie o szczególnej opiece ojca Bernarda nad Grodziskiem.

       Tradycja grodziskiego pielgrzymowania z beczką grodziskiego piwa  przetrwała ponoć do 1848 roku, do chwili kasaty klasztoru i jego rozbiórki przez władze pruskie. Po odzyskaniu niepodległości i powrocie benedyktynów do klasztoru, była ona kontynuowa­na przez Zjednoczone Browary Grodziskie prowadzone przez dyrektora Antoniego Thuma.  Nawet po 1945 roku, w obliczu nowej rzeczywistości politycznej,  „po cichu" dawano beczkę piwa w darze dla klasztoru. A kiedy było to niemożliwe, grodziscy pielgrzymi i tak zabierali skrzynkę grodziskiego piwa. Przez ostatnie lata coraz bardziej spadała ranga lubińskich pielgrzymek, szczególnie po śmierci księdza Czesława Tuszyńskiego. Dopiero w 2003 roku, w roku 700-lecia miasta, z inicjatywy Towarzystwa Miłośników Ziemi Grodziskiej i przy wspólnym udziale grodziskiego duchowieństwa i władz miasta,  przywrócono rangę pielgrzymkom. Obecnie do klasztoru w Lubiniu potrafi pielgrzymować jednorazowo około 1000 mieszkańców Grodziska.  

     Ojciec Bernard z Wąbrzeźna, którego tutaj zawsze nazywano świętym, nie doczekał się jeszcze zakończenia swojego procesu beatyfikacyjnego. Wszyscy mamy jednak nadzieję, że nastąpi to wkrótce.